Święta rzeka Ganges – Waranasi
Święta rzeka Ganges – Waranasi to są punkty obowiązkowe. Być tam i nie doświadczyć? Powiem krótko, to miasto zrobiło na nas największe wrażenie. Dlaczego?
Czytając, gdzieś po blogach jedno było pewne – będzie mega duszno i wilgotno. Droga z samolotu na terminal już dała się nam we znaki, a było to raptem 100 metrów. Taki kawałek i już plecy były całe mokre.
Chwila na lotnisku, odbiór naszych plecaków i ruszyliśmy szukać transportu do centrum(z lotniska do Waranasi jest ok. 25km ~). Sprawnie znaleźliśmy taksówkę i za niewielkie pieniądze ruszyliśmy w stronę hotelu, którego już nazwy nie pamiętam(był dość obskurny i spędziliśmy tam tylko jedną noc), ale było to na przeciwko restauracji Saffron w której zjedliśmy kilka dobrych śniadań, obiadów i poznaliśmy naszego wybawiciela, bez którego nie mielibyśmy tak wspaniałego widoku na Ganges i masy informacji o Waranasi, których nie przeczyta się w przewodnikach.
Tego dnia zrobiliśmy jeszcze małe zakupy i zaopatrzenie na kolejne dni.
Zanieczyszczana, ale święta rzeka Ganges?
Pierwsza i ostatnia noc w hotelu, którego nazwy nie chce pamiętać i z samego rana ruszyliśmy w drogę do nowego hotelu do którego nas zaprowadził nowo poznany znajomy.
Puja Guest House mimo, że oceny są nie najlepsze to cena, widok na Ganges, pyszne naleśniki z bananami i wiele innych dań rekompensowało całą sytuacje. Co jeszcze okazało się była to dobra baza wypadowa w stronę Ghatów i nad rzekę.
Warto, też zaznaczyć – im bliżej Gangesu to mapy wariowały i nie pokazywały labiryntu dróg, wiec nie jest trudno by zgubić drogę 🙂
Mieliśmy okazję przepłynąć się łódką po Gangesie i usłyszeć różne ciekawe historie.
Zobaczyliśmy ceremonie pogrzebowe w Manikarnika Ghat, palenia ciał. Jedząc śniadanie/obiad w Puja Guest House widzieliśmy, ciała ludzi jaki i zwierząt płynących w Gangesie. Zwiedziliśmy Shri Kashi Vishwanath Temple inaczej Golden Temple. Podobno do którego trudno wejść, ochrona jak na lotnisku, nic nie można dosłownie wnieść na teren świątyni. Następnie trzeba udać się do kolejnego ochroniarza. Przeprowadza z nami wywiad i wpisuje wszystkie dane do księgi odwiedzających i rzecz oczywista na boso 🙂 Wejście do tej świątyni było darmowe.
Odwiedziliśmy Nepali Temple (malutka świątynia Kamasutry), piękna na zewnątrz jak i w środku. Co ciekawe była za opłatą, bodajże symbolicznie 20 rupii za osobę.
Kolejnego dnia wybraliśmy się w stronę Sarnath.
“Miejscowość w północnych Indiach, położona 13 kilometrów na wschód od Waranasi (stan Uttar Pradesh). Jedno z czterech najświętszych miejsc buddyzmu. Według tradycji Budda Siakjamuni wygłosił swoje pierwsze kazanie na temat “Wprawienia w Ruch Koła Dharmy”, zwane Dharmaczakraprawartana. Pięciu ascetów uczestniczących w tym wykładzie zainicjowało potem zgromadzenie Sangha. W III wieku p.n.e. staraniem nawróconego na buddyzm cesarza Aśoki wzniesiono w Sarnath min. kompleks klasztorny. Figurującą we współczesnym godle Indii kolumnę oraz wysoką na 34 metry stupę Dhamekh.”
Odwiedziliśmy także, Blue Lassi, które słynie z najlepszych indyjskich “Lassi” – napój na bazie jogurtu, wody, przypraw i owoców, w sam raz na duchotę. Trochę dziwna konsystencja, ale estetycznie wyglądało i smakowało 🙂
Z cyklu ciekawe historie: nie róbcie na przyszłość prania w Waranasi, ciuchy schły mi jakieś 4 dni i dalej były mokre. 🙂
Trzymajcie paczkę zdjęć z Waranasi !
Chcesz więcej?
Uwaga czytelnicy: Pierwsze posty na blogu są bardzo amatorskie i powstawały bez większego zastanowienia. |
11 komentarzy “Indie #6 – Święta rzeka Ganges – Waranasi”
Zazdroszę tak ciekawej wycieczki ☺️ sama chcuałabym kiedyś wybrać się do azji ☺️
Wspaniałe miejsce, trochę jednak przeraża mnie tak wysoka wilgotność 🙂
Nigdy nie byłm w Indiach, ale mam nadzieję, żu uda mi się tam wybrać 🙂 piękne zdjecia!
Indie są fascynujące.. Kto wie..może kiedyś też się tam wybierzemy 🙂
Całkiem inny świat. W tych terenach jeszcze nie byłam, ale właśnie zostałam zachęcona !!!
Mnie najbardziej podoba się zdjęcie z dziewczynką w różowej sukience – wymiata. Nigdy jakoś szczególnie nie interesowałam się kulturą Indii, ale cieszę się, że tu trafiłam.
Od razu przypomniała mi się niezwykła książka na temat Indii: “Lalki w ogniu”. Zrobiła na mnie duże wrażenie., bo pokazała dwie strony medalu, jeśli chodzi o życie w tym kraju. Fascynująca historia. U Ciebie w artykule rozwaliła mnie praktyczna rada : “nie róbcie na przyszłość prania w Waranasi, ciuchy schły mi jakieś 4 dni i dalej były mokre” 🙂
TiR-y są wszędzie! 😉 Ps: Świetne fotki 😀
Moje ukochane miasto <3 Obowiązkowo w wakacje na nawiedzę. A powiedz mi, jak mają się sadhu? W stosunku do nich zawsze żywię jakąś taką specyficzną czułość… Trzymaj się, Waranasi jest niepowtarzalne, w końcu do miasto Śiwy!
Miałem okazje nie raz ich spotkać i masz racje są specyficzni na swój sposób. Za dużo o nich nie wiem, ale kojarzą mi się z pozytywną osobą i ta ich klasyczna fajeczka 🙂
A może masz ochotę dosiąść się? Ja zawsze tak robię, w zanadrzu trzymając jakieś 100 rupajców, by dać im, jeśli rozmowa okaże się fajna. Tak miałam przed Kedarnath: https://ateliermysli.wordpress.com/2016/09/20/yerba-zielona-herbata-i-czaj/ . Nic nie chcieli ode mnie, ale trochę ich objadłam, więc… 😉